wtorek, 24 lutego 2015


Stres coraz większy, ważna chwila zbliża się dużymi krokami.. już jutro, egzamin od którego zależą moje dalsze studia na tej uczelnii.
Powiem wam, że bardzo się boję, pierwszy raz od dawna zaczęłam czuć stres. Przerobiłam już wszystkie zadanka jakie mogłam, uczyłam się, po prostu siedzę, wiem że jak do nich wrócę to się zanudzę, wyłączę myślenie, tak też stwierdziłam, że dobre będzie coś wam napisać :)

Może zrecenzuje wam mój ostatni zakup z którego jestem zadowolona- ku mojemu zdziwieniu ;)
Jest to wazelina czekoladowa do ust z firmy Flos Lek. Co się rzuca w oczy, że tak to nietrafnie ujmę :) To zapach, cudowny, wspaniały zapach czekolady.
Spotkałam się ostatnio z żelem pod prysznic, którego od dłuższego czasu używam, którego zapach niestety, mimo że jest czekoladowy, jest nieprzyjemny, zbyt słodki, zbyt mało.. kakaowy (?). Zapach tej wazeliny, można powiedzieć że balsamu do ust nie jest tak słodki, natrętny, jest wręcz apetyczny, może troszkę gorzkawy, ale na pewno nie męczący.
Jeśli chodzi o jego funkcję, czyli nawilżanie , sprawdza się oceniłabym .. w skali 4/5. Bardzo się nią fascynowałam na początku, dużo używałam, lecz miałam sytuację raz, ze suchymi skórkami, to mnie zdziwiło, jednak było jednorazowe, oprócz tego usta są nawilżone, bez twardych skórek, co możecie zauważyć na zdjęciu poniżej.
 Jak widzicie jest bezbarwny. Kosztował mnie.. niech pomyślę.
Jakieś kilka złotych, kojarzy mi się 6 bądź 7. Kupiłam go na szybko w biedronce będąc na zakupach, wpadł mi w oko i stwierdziłam, że co mi tam, mam tylko carmex, który po dłuższym użytkowaniu daje mi minimalnie nieprzyjemne uczucie "przegrzania" ust, więc przyda mi się dla odmiany.
Jeśli chodzi o klejenie się do włosów, klei się delikatnie, jednak nie jest to natrętne, że kiedy wiatr zawieje włosy musimy wręcz odrywać od ust.
Podsumowując mogę go zdecydowanie polecić, jak już mówiłam, zapach jest cudowny. Być może nawilżenie nie jest takie jak w carmexie, i w warunkach zimowych nie poradziłaby sobie tak dobrze, jednak na taką pogodę jak teraz, wiosnę, czy już wgl lato jak najbardziej.


poniedziałek, 23 lutego 2015

23.02.2015r.

Siedzę właśnie spokojnie w pokoju w akademiku przesiąknięta do ostatniej nitki matematyką. Byłam zwolniona z części egzaminu - zadaniowej, jednak ja mistrzyni ją zawaliłam, i teraz już w ostatnim - 3 terminie muszę pisać całość, teorię z zadaniami. Jak tak sobie o tym myślę, może nawet to i dobrze, przypomniałam sobie materiał z całego roku, zdać mi będzie łatwiej teorię bo zadaniami sobie nadrobię, wszystko się okaże :)
Co prawda, nie mogę powiedzieć, że tą teorię zawaliłam, bo np. się nie przygotowałam, wręcz odwrotnie, moim zdaniem umiałam i to dość dobrze- jednak dla naszej wykładowczyni widocznie to, że napisałam zdanie słownie nie symbolami to jest bełkot, podobnie jak pomyliłam jedno słowo- tak- dokładnie ! To też bełkot :) Cóż, nie ma co się denerwować tym, było minęło, zobaczę jak mi pójdzie pojutrze. No ale, zastanówmy się.. teoria z matematyki? Serio..?
Powiem wam szczerze, że jestem dumna z moich ocen na studiach. Naprawdę mogę szczerze od serca powiedzieć że to zasługa tego, że się przyłożyłam. W domu nigdy nie miałam wsparcia typu "nie martw się, najważniejsze są przedmioty te, które Ci się przydadzą, które będą na maturze" albo "poradzisz sobie, przyłóż się", było odwrotnie, byłam krytykowana za moje oceny z polskiego, za moje lenistwo, brak paska na świadectwie, ciągle słyszałam z ust babci jak i mamy słowa, że wyląduje jako sprzątaczka, że nie będę miała gdzie pracować, po prostu będę, można powiedzieć, że życiowym nieudacznikiem. Czuję z tego powodu ogromny żal, który być może teraz wylewając z siebie już ostatecznie minie, choć szczerze.. wątpię w to.
Za bardzo te słowa mnie bolały, na każdym kroku ktoś powtarzał Ci jaka beznadziejna jesteś, sam nie będąc lepszym, bo powiem szczerze, że u mnie w bliskiej rodzinie to nie ma nikogo po szkole wyższej, wręcz odwrotnie, przeważają osoby po szkole zawodowej, jak rodzice, dziadkowie..
I co teraz?
Teraz mieszkam stosunkowo daleko od domu - koło 50-60 km, nie wracam do niego co weekend, wręcz odwrotnie, staram się robić to rzadko, mam jakiś uraz w głowie.. Wiecie jakie to uczucie? Postawcie się w mojej sytuacji. Podobnie wrócisz do domu, wiadomo, wychodzisz żeby spędzić czas ze znajomymi, mało jesteś w domu, a tutaj znowu krytyka wobec Ciebie, jak się zachowujesz, pomalujesz się mocną szminką, tutaj krytyka (staram się to delikatnie ujmować, wobec tego "krytykować" tu dobrze pasuje), że wyglądasz jak .. pani z pod latarni że tak to ujmę.
Nie chce tutaj mówić samych złych słów, zrobili dla mnie wiele dobrego, dzięki nim przecież miałam co jeść, miałam naprawdę ładny pokój, dom w którym było ciepło, jednak o wychowaniu dzieci, w tym o kontaktach międzyludzkich nie mają zbyt dobrego pojęcia. Czasem zastanawiam się co by było, gdyby zamiast mnie trafiła osoba słabsza psychicznie.. byłoby krucho.

Wracając w sumie do moich wcześniejszych przemyśleń, myślę, że jeśli ktokolwiek zmaga się z podobnym problemem powinien mieć w głowie to, że nauka leży w jego interesie, nie jakichkolwiek innych osób, to jemu będzie to %tować w przyszłości, tym się będzie zajmować.
Dlatego teraz będąc na budownictwie, ucząc się tego co mnie naprawdę interesuje mogę dać z siebie wszystko, i udowodnić sobie, tak właśnie, sobie (!), że stać mnie żeby być świetną studentką, a po zakończeniu nauki świetnym budowlańcem, by móc sobie zapewnić to, co zamierzam, przy okazji udowadniając swoją wartość bliskim.